Nie uciekaj, kiedy potrącisz zwierzę. Poruszający apel Czytelniczki

6

„Na początku chciałam Was wszystkich prosić o udostępnienie tego posta. Poniższa relacja wydarzeń z nocy 31 maja jest tak samo smutna jak i przerażająca.

Wybraliśmy się ze znajomymi na Mazury, okolice Giżycka- droga 320 km. Trasa prowadzi zarówno przez drogi szybkiego ruchu jak i lasy. Z racji tego, że mój chłopak jeszcze pracował- dojeżdżał do nas późno w nocy. Około godziny 22.30 otrzymałam od niego telefon, że się spóźni, ponieważ na drodze spotkał potrącone zwierzę – nie wiem jednak czy był to młody byczek jelenia, czy kozioł sarny. Zdjęcie zwierzaka dołączone.

Jako, że ostatnio bardzo angażuję się w sytuacje zabijanych, potrącanych zwierząt na drogach miejskich i gminnych – dysponuję pełną wiedzą, jak wygląda procedura w tych wypadkach.

Inny świadek wydarzenia – przemiła kobieta, powiadomiła policję.

2 komendy znajdujące się w najbliższych miastach- Mrągowo oraz Ryn, do których sama próbowałam się dodzwonić aby potwierdzić zgłoszenie- telefony wyłączone. Patrol (nieoznakowany radiowóz, policjanci po cywilnemu) przyjechał z oddalonego o 50 km Giżycka.

Jak się okazało, panowie policjanci nie bardzo chcą coś zrobić, mówią, aby jechać w swoją stronę, oni się sprawą zajmą. My oczywiście nie odpuszczamy, żądamy kolejno:
– wezwania dyżurującego weterynarza, z którym gmina ma podpisaną umowę wedle ustawy
– wezwania członka PZŁ który mógłby oszacować stan zwierzęca i je przewieźć w bezpieczne miejsce.

Jako, że sarence nie dolega nic, oprócz złamanych kopyt, żądamy przewiezienia jej do weterynarza celem wyleczenia zwierzęcia. Jest w stanie poruszać się mimo połamanych kopyt, jest przytomna, reaguje na bodźce, strata krwi nieznaczana. Na pierwszy rzut oka widać, że rany nie są śmiertelne. Brak śladów krwi w nozdrzach czy na pysku, co wskazywałoby na obrażenia wewnętrzne.

Po otrzymaniu tej informacji telefonicznie, dzwonię na Komendę w Giżycku, przedstawiam się jako członek jednej z prozwierzęcych fundacji, z którymi współpracuję. Niestety dyspozytor w ogóle nie oprientował się w obowiązujących przepisach prawnych, a także stwierdził, ŻE DYŻURNY LEKARZ WETERYNARII NIE CHCE PRZYJECHAĆ, on nie ma kogo wysłać, koniec tematu. Mimo iż odebrał telefon, stwierdził, że sprawa go nie dotyczy, oraz nie obchodzi.

Poprosiłam zatem o kontakt z przedstawicielem PZŁ, który również może zostać oddelegowany do tego zadania. Niestety dyspozytor takich danych nie posiadała, a także nieco znudzony sytuacją stwierdził, że nic zrobić nie może. (w domyśle- niech to biedne wystraszone, połamane zwierzę niech sobie dogorywa na szosie). Noc trwa, samochody przejeżdżają obok, mija ponad godzina straszliwej udręki biednego zwierzęcia, które stara się odczołgać ale jest to ponad jego siły.

Mój chłopak załamany sytuacją, a jest naprawdę wrażliwy na cierpienia zwierząt- postanowił na własny koszt przewieźć sarnę samochodem do weterynarza. Niestety nie potrafi odpowiednio zabezpieczyć leśnego zwierzęca, które w obronie wierzga kopytami, więc ciężko się do niego zbliżyć, a z otwartych ran sączy się krew. Ponadto w naszym aucie przebywały 2 nasze duże psy i nie było możliwości odseparowania ich na tak małej przestrzeni.

Nadal nalegamy na przyjazd kogoś z PZŁ, kto pokazałby lub pomógł zabezpieczyć sarnę. Policja twierdzi, że jest to niemożliwe.

Na szczęśćie udało otrzymać mi się numer do lekarza weterynarii, któy początkowo podczas rozmowy odmówił przyjazdu, twierdząc, że gmina nie wywiązuję się nigdy z płatności za podobne przypadki. Lekarz twierzdził również, że ma umowy podpisane z ościennymi gminami, ale akurat nie Giżyckiem (dlaczego więc był wskazany jako dyżurny?).

Ja wychodzę z rozsądną propozycją aby policja spisała protokół zdarzenia, w następnej kolejności będzie on podstawą do wystawienia faktury za koszty transportu i leczenia.
Po 15 minutach nalegań, perswacji, próśb i obietnic, że fundacja z którą wspołpracuję będzie na bieżąco monitorowała sprawę, oraz nawiąże kontakt z gminą- lekarz ugina się pod presją i zgadza się wyleczyć zwierzę.

HURRA HURRAAAA PO NIEMAL 2 GODZINNEJ WALCE Z URZĘDNIKAMI w środku nocy, możemy zatańczyć ze szczęścia – sarna będzie uratowana.

Nie ma jednak transportu, który zobowiązujemy się my – jako osoby prywatne zorganizować.

Zatem chwytam za telefon, dzwonię ponownie do Komendy w Giżycku, aby poinformować dyspozytora, że weterynarz zmienił zdanie i nam pomożę. Jednocześnie pytam, czy udało mu się skontaktować z PZŁ w celu zorganizowania transportu, albo poinstruowania nas co musimy zrobić, aby sarnę przewieżć w sposób bezpieczny dla niej.

DYŻURNY KOMENDY W GIŻYCKU GŁOSEM NIJAKIM INFORMUJE MNIE, ŻE „WYDAŁ POZWOLENIE NA UŻYCIE BRONI PALNEJ W MIEJSCU PUBLICZNYM” A SARNA ZOSTAŁA ZASTRZELONA NA MIEJSCU PRZEZ FUNKCJONARIUSZY.

Chciałabym poprosić Was wszystkich o to, abyście nigdy nie uciekali, kiedy potrącicie jakieś zwierzę, abyście zawsze widząc ranne lub martwe zwierzę – niezależnie czy to kot, czy sarna, czy jeż- wezwali odpowiednie organy i egzekwowali sprawiedliwość.
O ile potrącenie dzikiego zwierzęcia nie jest karalne, o tyle ucieczka z miejsca zdarzenia- jest wykroczeniem karnym.

Chciałabym też poprosić Was o to abyście- niezależnie czy macie prawo jazdy czy nie – orientowali się w przepisach, aby wiedzieć jak rozmawiać z urzędnikami w podobnych okolicznościach.”

Subskrybuj
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najnowsze
najstarsze najwięcej głosów
Informacje zwrotne w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Franczesko

Na zdjęciu widać, ze zwierzę by nie przezylo, pełno krwi, połamane kopyta, uraz wewnętrzny. Tego sie nie leczy, zwierzę po prostu zdycha a podtrzymywanie jej przy życiu powoduje większy ból i cierpienie. W tej sytuacji każdy myśliwy, czy przedstawiciel innych służb znający sie na rzeczy skrocilby cierpienie sarny. Ale to trzeba się znać a nie wypisywać bzdury tylko po to by rozkręcić afere. Dlatego ustawa o ochronie zwierząt pozwala na takie załatwienie tematu. Może lepiej zamiast wypisywania taniej tandety moze Pani zacznie walczyć z myśliwym którzy każdego dnia zabiją zdrowe zwierzęta?

Komercja zamiast natury...

Żałosne! Mazury są pełne zwierzyny leśnej i nie ma kto zająć się zwierzęciem w chwili kiedy cierpi. Jedyne co moją zaproponować władzę miasta to kula w łeb dla sarny… pisze o tym już ogólnopolska prasa i dobrze! Wstyd! Chwalimy się przyrodą naturą żeby turystów przyciągnąć a nie potrafimy pomóc sarnie. Może włodarze zainteresują się w końcu bo ludzie chcieli pomóc to zobaczyli gdzie ich służby mają…

ya

Tak ciężko było dobić a mięso wziąć na grilla? Sarna to nie dzik – mięsa badać nie trzeba

Lol

A piesków nie można było na chwilę zostawić na miejscu przy drzewku? Jak duże to wilki by ich nie zjadł. Empatia super ale tylko kogoś dłońmi i co ciało sarny Pani znalazła tam na miejscu lub odgłos strzału słyszała?